Przejdź do głównej zawartości

Ho to Y to

 teraz mają w Malborgu Krzyżacy.

 

— Wiem, mają! —przerwała księżna Danuta.

— I był jako wielkolud — ciągnął dalej zakonnik — i dęby z korzeniami wyrywał, a w piękności, w graniu na lutni i w śpiewaniu nikt w całym świecie sprostać mu nie mógł. A raz, gdy był na dworze króla ancuskiego, rozmiłowała się w nim królewna Helgunda, którą ojciec na chwałę Bogu do zakonu chciał oddać, i uciekła z nim do Tyńca, gdzie w sprosności oboje żyli, gdy żaden ksiądz ślubu chrześcijańskiego dać im nie chciał. Był zaś w Wiślicy Wisław Piękny z rodu króla Popiela²³². Jen podczas niebytności Walgierza Wdałego grabstwo²³³ tynieckie pustoszył. Tego pokonał Walgierz i do Tyńca do niewoli przywiódł nie bacząc, że która tylko niewiasta ujrzała Wisława, gotowa była zaraz ojca, matki i męża odstąpić, byle swe żądze nasycić. Tak stało się i z Helgundą. Zaraz ona takowe więzy na Waigierza wymyśliła, że on wielkolud, choć dęby wyrywał, przerwać ich nie mógł — i Wisławowi go oddała, który do Wiślicy go powiózł. Lecz Rynga²³⁴, siostra Wisława, usłyszawszy w podziemiu śpiewanie Walgierzowe, wnet rozmiłowana, uwolniła go z podziemia — a ów Wisława i Helgundę mieczem posiekłszy, ciała ich krukom zostawił, a sam z Ryngą do Tyńca powrócił.

 

— Zali niesłusznie uczynił? — spytała księżna.

A brat Hidulf rzekł:

— Gdyby był chrzest przyjął i Tyniec benedyktynom oddał, może by mu Bóg grzechy odpuścił, ale że tego nie uczynił, przeto go ziemia pożarła.

— A to benedyktyni byli już w tym Królestwie?

— Benedyktynów w tym Królestwie nie było, albowiem sami tu wówczas żyli poga-

 

nie.

— To jakże mógł chrzest przyjąć albo Tyniec oddać?

— Nie mógł — i właśnie dlatego skazan jest do piekła na męki wiekuiste — odrzekł z powagą zakonnik.

 

— Pewnie! słusznie mówi! — ozwało się kilka głosów.

 

Lecz tymczasem zbliżyli się do głównej bramy klasztornej, w której czekał na księżnę opat na czele licznego orszaku zakonników i szlachty.

 

Ludzi świeckich: „ekonomów”, „adwokatów”, „prokuratorów” i rozmaitych urzęd-ników zakonnych, zawsze bywało w klasztorze sporo. Wielu też ziemian, możnych nawet rycerzy, trzymało nieprzeliczone ziemie klasztorne dość wyjątkowym w Polsce prawem lennym — i ci. jako „wasale²³⁵”, radzi przebywali na dworze „suzerena²³⁶”, gdzie przy

 

²²⁸

rz

(daw.) — płonąć.

²²⁹

 

cy — ciężka jazda uzbrojona w kopie i miecze.

²³⁰

y a (daw.) — tu: pan, władca.

²³¹

a a

— rycerz bądź szlachcic, który złożył komuś hołd i przysięgę na wierność, obiecując mu pomoc

i wsparcie, a w zamian otrzymując lenno (posiadłość ziemską).

²³²

 

— legendarny władca, po raz pierwszy wspomniany w kronice Galla Anonima jako przedstawiciel

dynastii poprzedzającej Piastów. Pod wpływem modyfikacji legendy w kronice mistrza Wincentego zwanego Kadłubkiem stał się symbolem złego króla.

²³³ ra       — hrabstwo, okręg.

²³⁴ y   a — w wersji z Kroniki Wielkopolskiej siostra Wisława nazywała się Marzanna.

 

²³⁵ a a  — rycerz bądź szlachcic, który złożył komuś hołd i przysięgę na wierność, obiecując mu pomoc

 

i wsparcie, a w zamian otrzymując lenno (posiadłość ziemską).

²³⁶ z r — zwierzchnik wasala, ofiarowujący mu ochronę i ziemię (lenno) w zamian za przysięgę wierności. Jak widać z tego agmentu, w roli suzerena mógł występować również dostojnik kościelny, w tym wypadku opat tyniecki.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zdrada

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Piekło, Grzech


 

Krzyżacy


wielkim ołtarzu łatwo było o darowizny, ulgi i wszelkiego rodzaju dobrodziejstwa, zależ-ne nieraz od drobnej usługi, od zręcznego słowa lub od chwili dobrego humoru potężnego opata. Przygotowujące się uroczystości w stolicy ściągnęły też wielu takich wasalów z od-ległych stron, ci zaś, którym trudno było z powodu natłoku znaleźć gospodę w Krakowie,

 

mieścili się w Tyńcu. Z tych powodów a a c ar ²³⁷ mógł powitać księżnę w liczniejszym jeszcze niż zwyczajnie orszaku.

 

Był to człowiek wysokiego wzrostu, z twarzą suchą, rozumną, z głową wygoloną na wierzchu²³⁸, niżej zaś, nad uszami, otoczoną wieńcem siwiejących włosów. Na czole miał bliznę po ranie, widocznie za młodych rycerskich czasów otrzymanej, oczy przenikliwe, wyniośle spod czarnych brwi patrzące. Ubrany był w habit jak inni mnisi, ale na wierzchu miał czarny płaszcz podbity purpurą, na szyi zaś złoty łańcuch, na którego końcu zwie-szał się również złoty, drogimi kamieniami sadzony²³⁹ krzyż — godło opackiej godności. Cała jego postawa zdradzała człowieka dumnego, przywykłego do rozkazywania i ufnego w siebie.

 

Witał jednak księżnę uprzejmie, a nawet uniżenie, pamiętał bowiem, że mąż jej po-chodził z tego samego rodu książąt mazowieckich, z którego pochodzili królowie Wła-dysław i Kazimierz, a po kądzieli²⁴⁰ i obecnie panująca królowa, władczyni jednego z naj-większych państw w świecie. Przestąpił więc próg bramy, skłonił nisko głowę, a następ-nie, przeżegnawszy Annę Danutę i cały dwór małą złotą puszką, którą trzymał w palcach prawej ręki, rzekł:

 

— Witaj, miłościwa pani, w ubogich progach zakonnych. Niechaj św. Benedykt z Nursji²⁴¹, św. Maurus²⁴², św. Bonifacy²⁴³ i św. Benedykt z Aniane²⁴⁴, a także i Jan z Tolomei²⁴⁵ — patronowie nasi²⁴⁶ w światłości wiekuistej żyjący, obdarzą cię zdrowiem, szczęściem i niechaj błogosławią cię po siedem razy dziennie, przez wszystek czas żywota twego!

 

— Chybaby głusi byli, gdyby nie mieli wysłuchać słów tak wielkiego opata — rzekła uprzejmie księżna — tym bardziej że my tu na mszę przybyli, podczas której ich opiece się oddamy.

 

To rzekłszy, wyciągnęła ku niemu rękę, którą on, przyklęknąwszy dwornie na jedno kolano, ucałował po rycersku²⁴⁷, a następnie przeszli razem bramę. Ze mszą czekano już widocznie, gdyż w tej chwili ozwały się dzwony i dzwonki, trębacze zadęli przy drzwiach kościelnych na cześć księżny w donośne trąby, inni uderzyli w ogromne kotły, wykute

z miedzi czerwonej i obciągnięte skórą, dającą huczny rozgłos. Na księżnę, która nie uro-

Modlitwa

dziła się w kraju chrześcijańskim, każdy kościół silne dotychczas czynił wrażenie, ów zaś,

 

tyniecki, sprawiał tym większe, że pod względem wspaniałości mało innych mogło się

 

z nim porównać. Mrok napełniał głębię świątyni, tylko przy wielkim ołtarzu drgały pa-

 

semka świateł rozmaitych, pomieszane z blaskiem świec rozjaśniających złocenia i rzeźby.

 

Zakonnik przybrany w ornat wyszedł ze mszą, skłonił się księżnie — i rozpoczął ofiarę.

 

Wnet wzniosły się dymy wonne a obfite, które przesłoniwszy księdza i ołtarz, szły w spo-

 

kojnych kłębach ku górze, powiększając tajemniczą uroczystość kościoła. Anna Danuta

 

pochyliła w tył głowę i rozłożywszy ręce na wysokości twarzy, poczęła się modlić żarliwie.

 

Lecz gdy ozwały się rzadkie jeszcze wówczas po kościołach organy²⁴⁸ i poczęły to potrzą-

Muzyka

 

 

 

 

 

 

²³⁷a

a c

 

a

ar(łac.) — opat stu

wiosek; ma to oznaczać potęgę i bogactwo opata klasztoru w Tyńcu.

 

²³⁸

a  y

 

a

rzc

— mowa o tzw. tonsurze;

ra, stosowana od rokudo   , była kręgiem

 

wygolonym na głowie zakonnika, oznaczającym jego przynależność do stanu duchownego.

 

²³⁹ a

y — tu: wysadzany.

 

— pęk włókien przygotowanych do przędzenia.

 

²⁴⁰

 

y

— w linii żeńskiej;

 

²⁴¹

a

z

r

— (ok.   –  ) założyciel zakonu benedyktynów.

 

²⁴²

 

y

ra a

a

r — (ok.–  ) mnich benedyktyński, kronikarz i poeta z czasów dynastii

 

Karolingów.

acy — prawdopodobnie chodzi o Bonifacego-Win ida (ok.–  ), biskupa, benedyktyna,

 

²⁴³

 

 

misjonarza, męczennika i świętego określanego jako „apostoł Niemiec”.

 

²⁴⁴

 

y

z

a

— (  –  ),  ancuski benedyktyn, doradca Ludwika Pobożnego, zapoczątkował

 

istnienie benedyktyńskich klasztorów w dzisiejszej Francji.

 

 

²⁴⁵ a

z

 

— właśc. Jan Tolomei (   –   ), bardziej znany pod zakonnym imieniem Bernard, włoski

 

teolog i założyciel kongregacji oliwetanów, stanowiącej odłam zakonu benedyktynów. Tolomei to nazwisko, nie

 

jak w przypadku wymienionych wcześniej nazwa miasta.

 

 

²⁴⁶ a r

 

— wszyscy wymienieni byli benedyktynami.

 

²⁴⁷ ca

a

 

ryc r

— scena podkreśla rolę opata jako dostojnika świeckiego.

 


 

Krzyżacy


sać całą nawą grzmotem wspaniałym, to wypełniać ją anielskimi głosami, to zasypywać jakoby pieśnią słowiczą, wówczas oczy księżny wzniosły się do góry, na twarzy jej obok pobożności i lęku odmalowała się rozkosz bez granic — i patrzącemu na nią zdawać się mogło, że to jakowaś Błogosławiona, która w cudownym widzeniu ogląda niebo otwarte.

 

Tak to modliła się urodzona w pogaństwie córka Kiejstuta²⁴⁹, która choć w życiu codziennym równie jak i wszyscy ludzie tych czasów po przyjacielsku i poufale wspomi-nała imię Boże, jednakże w domu Pana z dziecinną bojaźnią i pokorą wznosiła oczy ku tajemniczej i niezmierzonej potędze.

 

A tak samo pobożnie, choć z mniejszym lękiem, modlił się cały dwór. Zbyszko klęczał przed stallami²⁵⁰ wśród Mazurów, bo tylko dwórki weszły z księżną za stalle, i polecał się opiece boskiej. Chwilami spoglądał na Danusię, która siedziała z przymkniętymi oczyma koło księżny — i myślał, że warto było wprawdzie zostać rycerzem takiej dzieweczki, ale że też nie lada rzecz jej obiecał. Więc teraz, gdy piwo i wino, które w gospodzie wy-pił, wywietrzało mu z głowy, zatroskał się niemało, jakim sposobem ją wypełni. Wojny nie było. Wśród nadgranicznego mętu²⁵¹ łatwo było wprawdzie natknąć się na jakiego zbrojnego Niemca i albo jemu kości pokołatać, albo samemu głową nałożyć. Tak to on i mówił Maćkowi. „Jeno — myślał — nie byle Niemiec nosi pawi lub strusi czub na hełmie”. Z gości krzyżackich chyba jacy grafowie²⁵², a z samych Krzyżaków chyba kom-tur²⁵³ — i to nie każdy. Jeśli wojny nie będzie, to lata mogą upłynąć, nim on swoje trzy grzebienie dostanie, bo i to jeszcze przyszło mu do głowy, że nie będąc dotąd pasowany²⁵⁴ może tylko niepasowanych na pojedynkę w bój wyzywać. Spodziewał się wprawdzie, że pas rycerski otrzyma z rąk królewskich w czasie gonitw, które zapowiadano na chrzci-ny, bo na to dawno zarobił, ale potem co? Pojedzie do Juranda ze Spychowa, będzie mu pomagał, natłucze knechtów²⁵⁵, ile się da — i na tym koniec. Knechci krzyżaccy to nie rycerze z pawimi piórami na głowach.

 

Więc w tym utrapieniu i niepewności, widząc, że bez szczególnej łaski Bożej niewiele wskórać potrafi, począł się modlić:

 

„Daj, Jezu, wojnę z Krzyżaki i z Niemcami, którzy są nieprzyjaciółmi Królestwa tego i wszystkich narodów w naszej mowie Imię Twoje Święte wyznawających. I nam bło-gosław, a ich zetrzyj, którzy radziej staroście piekielnemu niżeli Tobie służąc, przeciwko nam zawziętość w sercu noszą, najbardziej o to gniewni, że król nasz z królową Litwę ochrzciwszy, wzbraniają im mieczem chrześcijańskich sług Twoich ścinać. Za któren²⁵⁶ gniew ich ukarz.

 

A ja, grzeszny Zbyszko, kajam się przed Tobą i od piąci²⁵⁷ran Twoich wspomożenia błagam, abyś mi trzech znacznych Niemców z pawimi czuby na hełmach jako najprędzej zesłał i w miłosierdziu swoim pobić mi ich do śmierci pozwolił. Ale to z takowej przyczy-ny, iżem ja one czuby pannie Danucie, Juranda córce a Twojej służce, obiecał i na moją rycerską cześć poprzysiągł.

 

Co zasię więcej przy pobitych się znajdzie, z tego ja dziesięcinę wiernie kościołowi Twemu świętemu oddam, abyś i Ty, słodki Jezu, pożytek i chwałę ze mnie odniósł i abyś poznał, żem Ci szczerym sercem, nie po próżnicy obiecował²⁵⁸. A jako to jest prawda, tak mi dopomóż, amen!”

 

Lecz w miarę jak się modlił, topniało w nim coraz bardziej z pobożności serce — i nową obietnicę przyrzucił: że po wykupieniu z zastawu Bogdańca odda także na kościół wszystek wosk, który pszczoły przez cały rok w barciach zrobią. Spodziewał się, że stryj

 

²⁴⁸rza

 

zcz

cza

c   ac   r a  y — pierwsza wzmianka o kościelnych organach w Polsce po-

chodzi z rokui dotyczy kościoła św. Jakuba w Toruniu.

²⁴⁹K

 

— (ok.   –   ), książę trocki, wielki książę litewski w ostatnich latach życia, skonfliktowany

z Władysławem Jagiełłą i uwięziony przez niego w Krewie, gdzie zmarł.

²⁵⁰

a

— zdobione ławki w prezbiterium, blisko ołtarza, przeznaczone głównie dla duchownych.

²⁵¹

 

— zamęt, zamieszanie.

 

²⁵² ra

— tytuł szlachecki używany w Niemczech i w krajach niegdyś zależnych od cesarstwa niemieckiego.

²⁵³

 

r — zwierzchnik domu zakonnego bądź okręgu w zakonach rycerskich, do których zaliczali się

krzyżacy.

a

y — na rycerza.

 

²⁵⁴ a

 

²⁵⁵

c

 

— żołnierz piechoty niemieckiej.

²⁵⁶

r

— dziś popr.: który

 

²⁵⁷

c

(daw.) — pięciu.

 

²⁵⁸

c

— dziś popr.: obiecywał.


 

Krzyżacy


Maćko temu się nie sprzeciwi, a Pan Jezus szczególniej będzie rad z wosku na świece — i chcąc go prędzej dostać, prędzej mu też pomoże. Ta myśl wydała mu się tak słuszną, iż radość napełniła mu całkiem duszę: był teraz prawie pewien, że zostanie wysłuchany i że wojna niebawem nastąpi, a choćby nie nastąpiła, to i tak on swego dokaże. Poczuł w rękach, w nogach moc tak wielką, że w tej chwili byłby sam jeden na całą chorągiew uderzył. Pomyślał nawet, że przyczyniwszy obietnic Bogu można by i Danusi ze dwóch Niemców przyrzucić! Zapalczywość młodzieńcza popychała go do tego, lecz tym razem roztropność wzięła górę, albowiem bał się, by zbytnim żądaniem cierpliwości boskiej się nie uprzykrzyć.

 

Jednakże ufność jego wzrosła jeszcze, gdy po mszy i po długim wypoczynku, na który udał się cały dwór, wysłuchał rozmowy, którą opat²⁵⁹ prowadził przy śniadaniu z Anną Danutą.

 

Ówczesne żony książąt i królów, zarówno przez pobożność, jak i wskutek wspaniałych darów, których nie szczędzili im mistrzowie Zakonu, wielką okazywały przyjaźń Krzy-żakom. Nawet świątobliwa Jadwiga²⁶⁰ powstrzymywała, póki jej życia stało, wzniesioną nad nimi rękę swego władnego małżonka. Jedna tylko Anna Danuta, doznawszy od nich okrutnych krzywd rodzinnych, nienawidziła ich z całej duszy. Toteż gdy opat zapytał ją

o Mazowsze i jego sprawy, poczęła gorzko skarżyć się na Zakon: „Jakoż się ma dziać    Wróg

w księstwie mającym takich sąsiadów? Niby jest pokój: mijają się poselstwa i listy, a mi-mo tego nie można być pewnym dnia i godziny. Kto wieczorem na pograniczu układa się spać, nigdy nie wie, czyli nie rozbudzi się w pętach albo z ostrzem miecza na gardzie-li, albo z płonącym pułapem nad głową. Nie ubezpieczą od zdrady przysięgi, pieczęcie i pergaminy. Nie inaczej przecie zdarzyło się pod Złotoryją, gdy w czasach najgłębszego pokoju porwano księcia²⁶¹ w niewolę. Prawili Krzyżacy, że zamek ów groźnym dla nich stać się może. Aleć zamki naprawia się dla obrony, nie dla napadu — i któryż książę nie ma prawa we własnej ziemi ich stawiać albo przebudowywać? Nie przejedna Zakonu ni słaby, ni mocny, bo słabym gardzą, mocnego zaś do upadku przywieść usiłują. Kto im dobrze uczyni, temu się złem wypłacą. Jestże na świecie zakon, który by w innych króle-stwach takie dobrodziejstwa otrzymał, jakie oni od polskich książąt otrzymali — a jakże się wypłacili? Oto nienawiścią, oto grabieżą ziem, oto wojną i zdradą. I próżno wyrzekać, próżno samej Stolicy Apostolskiej się na nich skarżyć, gdyż oni w zatwardziałości i py-sze żyjąc, nawet papieża rzymskiego nie słuchają. Przysłali niby teraz poselstwo na połóg królowej i na spodziewane chrzciny, ale tylko dlatego, że chcą od siebie gniew potężnego króla za to, co uczynili na Litwie, odwrócić. W sercach zawsze jednak myślą o zagładzie Królestwa i całego plemienia polskiego”.

 

Opat słuchał uważnie i potakiwał głową, a potem rzekł:

— Wiem, iż przyjechał do Krakowa na czele poselstwa komtur Lichtenstein²⁶², brat w Zakonie, dla znakomitego rodu, męstwa i rozumu wielce szanowany. Może go tu nie-bawem, miłościwa pani, ujrzycie, albowiem przysłał mi wczoraj wiadomość, że chcąc się przy naszych relikwiach pomodlić, zjedzie do Tyńca w odwiedziny.

Usłyszawszy to, księżna poczęła nowe żale rozwodzić:

— Prawią ludzie — i bogdaj słusznie, że wkrótce musi wielka wojna nastąpić, w któ-rej po jednej stronie będzie Królestwo Polskie i wszystkie narody mówiące podobną do polskiej mową, a z drugiej wszyscy Niemcowie i Zakon. Jest podobno o tej wojnie pro-roctwo jakowejś świętej…

 

 

 

 

 

 

 

²⁵⁹  a  — przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym.

 

²⁶⁰ a a — (ok. – ), córka Ludwika Węgierskiego, w koronowana na króla Polski (prawo nie przewidywało wówczas koronacji królowej), w poślubiła Władysława Jagiełłę, co dało początek unii polsko-litewskiej.

 

²⁶¹ c a — historia uprowadzenia księcia mazowieckiego Janusza ze Złotoryi została opisana w poprzednich rozdziałach; przy tej okazji miała zginąć żona powieściowego Juranda ze Spychowa.

²⁶²        r    c           — postać literacka.


 

Krzyżacy


— Brygidy²⁶³ — przerwał uczony opat — osiem roków temu ²⁶⁴została ona w po-czet świętych zaliczona. Pobożny Piotr z Alwastra²⁶⁵ i Maciej z Linköping²⁶⁶ spisali jej objawienia, w których wielka wojna istotnie jest przepowiedziana.

Zbyszko aż zadrżał z radości na te słowa i nie mogąc wytrzymać zapytał:

 

— A prędko ma być?

 

Lecz opat, zajęty księżną, nie dosłyszał, a może udał, że nie dosłyszał pytania.

 

Księżna zaś mówiła dalej:

— Cieszą się i u nas młodzi rycerze na oną wojnę, ale starsi i rozważniejsi tak mówią: „Nie Niemców — mówią — się boim, choć wielka jest ich potęga i pycha, nie ich kopii i mieczów, ale — prawią — relikwii krzyżackich się boim, bo przeciw tym na nic wszelka moc ludzka”.

 

Tu Anna Danuta spojrzała z przestrachem na opata i dodała cichszym głosem:

 

— Podobno prawdziwe drzewo Krzyża Świętego mają: jakże z nimi wojować?

 

— Przysłał im je król  ancuski — odrzekł opat.

 

Nastała chwila milczenia — po czym zabrał głos Mikołaj z Długolasu, zwany Obu-chem, człowiek bywały i doświadczony.

 

— Byłem w niewoli u Krzyżaków — rzekł — i widywałem procesje, na których ową wielką świętość noszono. Ale oprócz tego jest w klasztorze w Oliwie siła ²⁶⁷innych najprzedniejszych²⁶⁸ relikwii, bez których nie byłby Zakon do takiej potęgi doszedł.

Na to powyciągali benedyktyni głowy ku mówiącemu i z wielkim zaciekawieniem poczęli pytać:

 

— Powiadajcie, co jest?

— Jest krajka²⁶⁹ z szaty Najświętszej Panny — odrzekł dziedzic z Długolasu — jest trzonowy ząb Marii Magdaleny i głowienki²⁷⁰ z krza²⁷¹ ognistego, w którym się sam Bóg Ojciec Mojżeszowi pokazał, jest ręka św. Liberiusza²⁷², a co kości innych świętych, tych bym na palcach u rąk i nóg nie zliczył…

 

— Jakoże z nimi wojować? — powtórzyła z westchnieniem księżna.

 

A opat zmarszczył swe wyniosłe czoło i zastanowiwszy się przez chwilę, tak odrzekł:

 

— Ciężko z nimi wojować choćby i dlatego, że są zakonnikami i krzyż na płaszczach noszą; ale jeśli przebrali miarę w grzechach, tedy i tym relikwiom może mieszkanie mię-dzy nimi obrzydnąć, a naonczas nie tylko one mocy im nie dodadzą, ale im ją odejmą, dlatego żeby między pobożniejsze ręce się dostać. Niech Bóg oszczędzi krwi chrześcijań-skiej, ale jeśli wielka wojna nastąpi, są też i w naszym Królestwie relikwie, które za nas będą wojować. Głos zasię w objawieniu św. Brygidy²⁷³ mówi: „Postanowiłem ich psz-czołami pożyteczności i utwierdziłem na brzegu ziem chrześcijańskich. Ale oto powstali przeciwko mnie. Bo nie dbają o dusze i nie litują się ciał tego ludu, który z błędu na-wrócił się ku wierze katolickiej i ku mnie. I uczynili z niego niewolników, i nie uczą go przykazań Bożych, i odejmując mu Sakramenta święte na większe jeszcze męki piekielne go skazują, niż gdyby był w pogaństwie pozostał. A wojny toczą ku rozpostarciu swej chciwości. Dlatego przyjdzie czas, iże wyłamane będą ich zęby i będzie im ucięta ręka prawa, a prawa noga im ochromieje, aby uznali grzechy swoje”.

 

— Tak Bóg daj! — zawołał Zbyszko.

 

Inni rycerze i zakonnicy nabrali także wielkiej otuchy, słysząc słowa proroctwa, opat zaś zwrócił się do księżny i rzekł:

 

— Dlatego miejcie ufność w Bogu, miłościwa pani, albowiem prędzej to ich dni niż wasze są policzone, a tymczasem przyjmijcie wdzięcznym sercem tę oto puszkę, w której palec od nogi św. Ptolomeusza, jednego z naszych patronów, się znajduje.

 

²⁶³

ry

a

z

a — (-   ), święta, wizjonerka, pisarka i teolog, założycielka zakonu brygidek.

²⁶⁴

r

a

 

— w r.   .

²⁶⁵

r z

ra — spowiednik św. Brygidy i tłumacz jej objawień na łacinę.

²⁶⁶

ac

z

 

— kanonik, tłumacz objawień św. Brygidy na łacinę.

²⁶⁷  a (daw.) — wiele.

²⁶⁸ a

rz

zy (daw.) — najlepszy, najwyższej jakości.

²⁶⁹ ra  a — skrawek tkaniny bądź jej pas przyszyty na brzegu sukni, także: chustka.

²⁷⁰

a — palący się lub spalony kawałek drewna.

²⁷¹  rz (daw.) — krzak.

²⁷²

ry

r   z — święty z II w. n.e.

²⁷³

a

z

a — (-   ), święta, wizjonerka, pisarka i teolog, założycielka zakonu brygidek.


 

 

 

 

 

 

 

Wojna, Religia

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Proroctwo


 

Krzyżacy


Księżna wyciągnęła drżące ze szczęścia dłonie — i klęknąwszy przyjęła puszkę, którą zaraz poczęła do ust przyciskać. Radość pani podzielali dworzanie i dworki, nikt bowiem nie wątpił, że z takiego podarku spłynie błogosławieństwo i pomyślność na wszystkich, a może i na całe księstwo. Zbyszko czuł się także szczęśliwym, gdyż zdało mu się, że wojna powinna zaraz po uroczystościach krakowskich nastąpić.

 

 

Było już dobrze z południa, gdy księżna²⁷⁴ wraz z orszakiem wyruszyła z gościnnego Tyńca

 

do Krakowa. Częstokroć ówcześni rycerze, wjeżdżając do większych miast lub do zamków Obyczaje, Broń w odwiedziny do znakomitych osób, przywdziewali na się pełny rynsztunek bojowy. Był

 

wprawdzie zwyczaj zdejmować go zaraz po przebyciu bram, do czego w zamkach wzy-wał sam gospodarz uświęconymi słowy: „Zdejmcie zbroję, szlachetny panie, albowiem przybyliście do przyjaciół” — niemniej jednak wjazd „wojenny” uważał się²⁷⁵ za okazalszy i podnosił znaczenie rycerza. Gwoli²⁷⁶ tej to okazałości tak Maćko, jak i Zbyszko przybrali się w wyborne pancerze i w naramienniki zdobyte na rycerzach yzyjskich²⁷⁷ — jasne, błyszczące i po brzegach wpuszczoną nicią złotą ozdobne. Mikołaj z Długolasu, który du-żo świata i wielu rycerzy w życiu widział, a był rzeczy wojennych znawcą niemałym, poznał zaraz, iż są to zbroje kowane²⁷⁸ przez mediolańskich, najsłynniejszych w świecie płatne-rzy, takie, na jakie najbogatsi tylko rycerze wspomóc się mogą i z których każda za dobrą majętność starczy. Wnioskował z tego, że owi Fryzowie musieli być znakomitymi ludźmi w swoim narodzie, i z tym większym szacunkiem począł spoglądać na Maćka i Zbyszka. Lecz hełmy ich, lubo także niepoślednie, nie były tak bogate, natomiast olbrzymie ogiery, pięknie pokryte, wzbudziły między dworzanami podziw i zazdrość. I Maćko, i Zbyszko, siedząc na niezmiernie wysokich kulbakach²⁷⁹, spoglądali z góry na cały dwór. Każdy z nich dzierżył w ręku długą kopię, każdy miał miecz przy boku i topór u siodła. Tarcze oddali wprawdzie dla wygody na wozy, ale i bez nich obaj wyglądali tak, jakby ciągnęli na bitwę, nie do miasta.

 

Obaj też jechali w pobliżu kolaski, w której na tylnym siedzeniu siedziała księżna z Danusią, na przodku zaś stateczna dworka Ofka, wdowa po Krystynie z Jarząbkowa, i stary Mikołaj z Długolasu. Danusia spoglądała z wielkim zajęciem na żelaznych rycerzy, księżna zaś, dobywając od czasu do czasu z zanadrza puszkę z relikwiami św. Ptolomeusza, podnosiła ją do ust.

 

— Ciekawam okrutnie, jak kości w środku wyglądają — rzekła wreszcie — ale sama nie otworzę, aby Świętego nie urazić. Niech otworzy biskup w Krakowie.

Na co ostrożny Mikołaj z Długolasu odrzekł:

— Ej, lepiej tego z rąk nie popuszczać, zbyt to łakoma²⁸⁰ rzecz.

— Może i słusznie mówicie — rzekła po chwili zastanowienia księżna, po czym do-dała:

 

—Dawno mi nikt nie sprawił takiej uciechy jak ów zacny opat, i tym podarkiem, i tym, że strach mój przed krzyżackimi relikwiami uspokoił.

 

— Mądrze mówili i sprawiedliwie — ozwał się Maćko z Bogdańca. — Mieli oni i pod Wilnem rozmaite relikwie, a to tym bardziej że chcieli gości przekonać, iż z po-ganami wojna. No i co? Obaczyli nasi, że byle w garście splunąć, a od ucha toporem machnąć, to i hełm puszczał, i łeb puszczał. Święci pomagają — grzech by mówić inaczej

 

— ale jeno²⁸¹ sprawiedliwym, którzy wedle słuszności w imię Boże do bitwy idą. Tak też i myślę, miłościwa pani, że przyjdzie—li do wielkiej wojny, to chociażby wszystkie

 

²⁷⁴

a

 

a    a — (–   ), córka księcia trockiego Kiejstuta i Biruty, żona księcia mazowieckiego Janusza

(było to najdłużej trwające małżeństwo w dziejach dynastii).

²⁷⁵

aża

— tu: był uważany.

²⁷⁶

 

(daw.) — z powodu.

²⁷⁷ ryzy

 

— pochodzący z Fryzji, krainy nad Morzem Północnym, obecnie stanowiącej pogranicze Niemiec,

Danii i Holandii.

²⁷⁸

a

y (daw.) — kuty, wykuty.

²⁷⁹

a a — wysokie siodło, przeważnie wojskowe.

²⁸⁰ a

 

y — tu: budzący zainteresowanie i chęć posiadania, por. „łakomy kąsek”.

²⁸¹

(daw.) — tylko.


 

Krzyżacy


Niemcy pomagały Krzyżakom, zbijem ich na pował²⁸², bo większy jest nasz naród i Pan Jezus większą moc spuścił nam w kości. A co do relikwii — albo to u nas w klasztorze świętokrzyskim nie ma drzewa Krzyża Świętego?

 

— Prawda, jak mi jest Bóg miły — rzekła księżna. — Ale u nas ono w klasztorze zostanie, a oni swoje ze sobą w potrzebie wożą.

 

— Wszystko jedno! Dla mocy Bożej nie ma dalekości²⁸³.

— Prawdaże to? powiadajcie, jak jest? — pytała księżna, zwracając się do mądrego Mikołaja z Długolasu, a on odrzekł:

 

— Temu i każdy biskup przyświadczy. Do Rzymu też daleko, a papież światem rządzi

 

— coże dopiero Bóg!

 

Słowa te uspokoiły do reszty księżnę, więc zwróciła rozmowę na Tyniec i jego wspa-niałości. Dziwiła Mazurów w ogóle nie tylko zamożność opactwa, ale i zamożność, a także piękność całego kraju, przez który teraz przejeżdżali. Naokół były wsie gęste, dostatnie, przy nich sady pełne drzew owocowych, gaje lipowe, bocianie gniazda na lipach, a niżej ule ze słomianymi nakrywkami. Wzdłuż gościńca z jednej i drugiej strony ciągnęły się łany zbóż wszelkich. Wiatr chwilami pochylał zielonawe jeszcze morze kłosów, wśród którego gęsto jak gwiazdy na niebie migotały głowy modrych chabrów i jasnoczerwo-nych maków. Daleko, za łanami czerniał gdzieniegdzie bór, gdzieniegdzie weseliły oczy dąbrowy i olszyńce²⁸⁴, skąpane w blasku słonecznym, gdzieniegdzie wilgotne łąki, peł-ne traw i czajek krążących nad mokradłami, i znów wzgórza obsiadłe przez chaty, znów łany; widocznie ziemię tę zamieszkiwał lud rojny i pracowity, rozmiłowany w roli — i do-kąd wzrok sięgnął, kraj wydawał się nie tylko mlekiem i miodem płynący, ale spokojny

 

\emdash             szczęśliwy.

— Kazimierzowe²⁸⁵ to królewskie gospodarstwo — rzekła księżna — ale też żyć tu

\emdash             nie umierać.

— I Pan Jezus się do takiej ziemi śmieje — odrzekł Mikołaj z Długolasu — i błogo-sławieństwo Boże jest nad nią; ale jakoż ma być inaczej, kiedy tu, gdy zaczną bić dzwony, to nie masz takowego kąta, do którego by odgłos nie doszedł! Wiadomo przecie, że złe duchy znieść tego, nie mogąc muszą aż na granicę węgierską do głuchych borów uciekać.

 

— To mi i dziwno — ozwała się pani Ofka, wdowa po Krystynie z Jarząbkowa — że Walgierz Wdały, o którym zakonnicy prawili, może się w Tyńcu pokazować, gdzie siedem razy na dzień dzwony biją²⁸⁶.

 

Uwaga ta zakłopotała na chwilę Mikołaja, który też dopiero po pewnym namyśle odrzekł:

 

— Naprzód, wyroki boskie są niezbadane, a po wtóre, to sobie zauważcie, że on osobne pozwoleństwo za każdym razem otrzymuje.

 

— A niech ta będzie, jak chce, alem rada, że w klasztorze nie nocujemy. Umarłabym Pocałunek chyba ze strachu, gdyby mi się taki piekielny wielkolud pokazał.

— Hej! nie wiadomo, bo mówią, że okrutnie wdały²⁸⁷.

— Choćby był i najurodziwszy, nie chcę ja pocałowania od takiego, któremu siarką z gęby bucha.

 

— A skąd wiecie, że zaraz chciałby was całować?

 

Na te słowa księżna, a za nią pan Mikołaj i obaj rycerze z Bogdańca poczęli się śmiać. Śmiała się, nie rozumiejąc dlaczego, za przykładem innych, i Danusia — zaś Ofka z Ja-rząbkowa zwróciła zagniewaną twarz do Mikołaja z Długolasu i rzekła:

— Wolałabym jego niż was.

— Ej, nie wywołujcie wilka z lasu — odpowiedział wesoło Mazur — bo jędzon²⁸⁸ często i po gościńcu między Krakowem a Tyńcem się włóczy, szczególnie pod wieczór; nuż was usłyszy i nuż się wam w postaci wielkoluda ukaże!

 

²⁸²

a

— tak, że będą leżeć pokotem.

²⁸³

a

— odległość.

 

 

²⁸⁴

zy

c — zagajnik olchowy.

 

 

²⁸⁵Kaz

rz

— aluzja do panowania Kazimierza Wielkiego (   –   ) i poprawy standardów cywiliza-

cyjnych w Polsce za jego czasów.

y

— sens: gdzie odprawiana jest liturgia godzin, to jest modlitwa

²⁸⁶

 

 

razy   a

obowiązkowo domawiana siedem razy na dzień przez osoby ze święceniami duchownymi.

²⁸⁷  a y (daw.) — piękny.

 

 

²⁸⁸

 

— potwór, upiór.

 

 


 

Krzyżacy


— Na psa urok! — odrzekła Ofka.

 

Lecz w tej chwili Maćko z Bogdańca, który siedząc na wyniosłym ogierze dalej mógł widzieć niż ci, którzy siedzieli w kolasce, ściągnął lejce i rzekł:

— O, jak mi Bóg miły, a to co?

— Co takiego?

— Wielkolud jakowyś zza wzgórza przed nami wyjeżdża.

— A słowo stało się ciałem! — zawołała księżna. — Nie powiadajcie byle czego! Lecz Zbyszko uniósł się na strzemionach i rzekł:

— Jako żywo — wielkolud, Walgierz, nikt inny!

 

Na to woźnica osadził ze strachu konie i nie wypuszczając z rąk lejc począł się żegnać, albowiem i on dojrzał już z kozła na przeciwległym wzgórzu olbrzymią postać jeźdźca.

 

Księżna podniosła się — i zaraz usiadła z twarzą zmienioną przez trwogę, Danusia pochowała głowę w fałdy sukni księżnej. Dworzanie, dwórki i rybałci, którzy jechali konno za kolasą, usłyszawszy złowrogie imię, poczęli skupiać się koło niej. Mężowie niby śmiali się jeszcze, ale w oczach mieli niepokój; panny pobladły, jeno Mikołaj z Długolasu, który z niejednego pieca chleb jadał — zachował pogodne oblicze i chcąc uspokoić księżnę rzekł:

 

— Nie bójcie się, miłościwa pani. Toć słońce jeszcze nie zaszło, a choćby była i noc, święty Ptolomeusz da rady Walgierzowi.

 

Tymczasem nieznany jeździec, wjechawszy na podługowaty grzbiet wzgórza, zatrzymał konia i stanął nieruchomie. W promieniach zachodzącego słońca widać go było doskonale

 

— i istotnie postać jego zdawała się przechodzić²⁸⁹ ogromem zwykłe ludzkie rozmiary. Przestrzeń między nim a orszakiem księżny nie wynosiła więcej nad trzysta kroków.

— Czego on stoi? — rzekł jeden z rybałtów.

— Bo i my stoim — odpowiedział Maćko.

— Spogląda ku nam, jakby sobie kogo chciał wybrać — zauważył drugi rybałt — żebym wiedział, że 

Komentarze

  1. Any forums that cover the same topics talked about in this article? I’d really like to be a part of an online community where I can get responses from other experienced individuals that share the same interest. If you have any recommendations, please let me know. Appreciate it! This is such a great post. GTbank recruitment portal

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bongo bongo

  Jeremiowej Wiśniowieckiej, bez której pozwolenia żadną miarą na wesele zgo- dzić się nie chciała, musiał więc pan Michał pannę w Wodoktach z powodu niespokojnych czasów zostawić, a sam do Zamościa po pozwolenie i błogosławieństwo jechać. Lecz nie świeciła mu pomyślna gwiazda, gdyż księżnej w Zamościu nie zastał, która dla edukacji syna do Wiednia na dwór cesarski się udała. Wytrwały rycerz podążył za nią i do Wiednia, choć mu to siła czasu zabrało. Tam załatwiwszy szczęśliwie sprawy, z dobrą otuchą do ojczyzny powracał. Czasy, wróciwszy, zastał niespokojne; wojsko do związ- ku szło, na Ukrainie bunty trwały - od wschodniej ściany nie gasł pożar. Zaciągano nowe wojska, aby choć jako tako granice osłonić. Zanim więc pan Michał z powrotem do Warszawy dojechał, za- stał listy zapowiednie na jego imię z ramienia wojewody ruskiego wydane. Uważając zaś, że ojczyzna zawsze przed prywatą iść powinna, myśli o prędkim weselu poniechał, a na Ukrainę ruszył. Henryk Sienkiewicz 6 Kilka lat w tamty